Człowiek starał się coraz to skuteczniej wykorzystywać przedmioty, które miał do dyspozycji, dokonywał nowych wynalazków, podróżował po całej kuli ziemskiej, aby postawić swoją stopę na nieodkrytych lądach. Odkrywał nowe techniki i wciąż doskonalił te wymyślone wcześniej. Oczywiście dotyczy to także dziedziny opatrywania ran.
Potrzeba zawsze była i jest matką wynalazku. Rozwój w opatrywaniu ran całkowicie zawdzięczamy tej potrzebie, czyli poszukiwaniu optymalnych metod leczenia.
Należy stwierdzić, że choć w przeszłości wybór środków opatrunkowych nie był oszałamiająco różnorodny, to jednak i tak nasi przodkowie wykazywali się w tej dziedzinie zadziwiającą kreatywnością. I tak rany były dezynfekowane winem lub octem, zaopatrywane liśćmi babki lub łopianu, a nawet zalewane smołą (dzięki czemu powstawał tzw. opatrunek okluzyjny).
Nie dowiemy się już, która z tych metod zaopatrywania ran była najbardziej skuteczna i jednocześnie najmniej bolesna dla pacjenta. Nie dowiemy się też, co myśleli sami pacjenci o takim leczeniu. Niestety nie dysponujemy statystykami, ile ludzkich żyć udało się uratować dzięki liściom łopianu, ile dzięki smole, a ile dzięki innym tego typu wynalazkom.
W świecie bohaterów trylogii Sienkiewicza najskuteczniejszym opatrunkiem na rany cięte i postrzałowe był chleb zagnieciony z pajęczyną. Dzięki tej technologii Zagłoba uratował Bohuna posieczonego w pojedynku przez Wołodyjowskiego, a Kiemlicze uratowali Kmicica postrzelonego przez księcia Bogusława Radziwiłła.
Spory na temat tego, czy pajęcza nić rzeczywiście posiada właściwości bakteriobójcze trwają nawet obecnie. Niektórzy naukowcy twierdzą, że w pajęczynie znajdują się specjalne grzyby, które rozrastają się korzystając z chlebowej pożywki i wytwarzają w ten sposób penicylinę. Jest też teoria, że pajęczyna stanowi opatrunek idealny na rany pooparzeniowe, a ponadto tamuje krwawienie dzięki zawartym w niej substancjom: pirolidynie*, odpowiadającej za ogólny poziom nawilżenia nici, wodorofosforanowi potasu*, który reguluje kwasowość i nie dopuszcza do rozwoju grzybów i bakterii oraz azotanowi potasu*, który hamuje wzrost flory bakteryjnej.
Są też liczni przeciwnicy tej metody - twierdzą oni, że jest to mit i stosowanie pajęczyny nie daje żadnych pozytywnych efektów terapeutycznych, a jest wręcz niebezpieczne dla zdrowia i niezgodne z zasadami higieny, ponieważ samo „usuwanie patyczków i śmieci widocznych gołym okiem przed aplikacją na ranę”, nie czyni pajęczego opatrunku bezpiecznym biologicznie.
Jedno jest pewne, na chwilę obecną nie zatrudniamy pająków do wytwarzania tego, być może cennego surowca do produkcji opatrunków i nie pracujemy nad wydajnością ich pracy. Choć kto wie co przyniesie przyszłość.
Tym niemniej w zamian mamy ogromny wybór opatrunków w postaci błon, pianek, proszku lub żelu, które aplikujemy na powierzchnię ran płytkich, wsypujemy do środka ran głębszych czy polewamy na rany suche - w zależności od tego, czego oczekujemy od opatrunku lub z jaką raną mamy do czynienia: z raną lekką, którą z łatwością zaopatrzymy w domu własnymi siłami, używając na przykład plastra czy też przewlekłą, której wyleczenie wymaga dużo większego wysiłku, wiedzy i bardziej specjalistycznych materiałów opatrunkowych.
Obecnie niejeden pająk mógłby pozazdrościć inteligentnym opatrunkom, zawierającym dobroczynne substancje czynne, które niczym małe komputerki zarządzają infekcją, wysiękiem, nie wymagają częstej zmiany lub wręcz są resorbowalne, tzn. rozpuszczają się w ranie samoistnie po upływie określonego czasu; opatrunkom, które dopasowują się do anatomii ciała pacjenta, tworzą tzw. „drugą skórę”.
Dzisiaj dla Bohuna i Kmicica zastosowanoby opatrunek chłonny z chitozanem i srebrem. A pająk spokojnie spałby w kącie.
Bibliografia:
*biomolecula.ru