Na pewno wszyscy posiadacze latorośli znają zabawę w lekarza. Pamiętacie te plastry, poprzyklejane na każdego misia, a wszelkie kończyny owinięte bandażami? Ja pamiętam zabawę z córką, zresztą często odgrywałam wraz z panem Misiem rolę pacjenta, który najpierw musiał opowiedzieć lekarzowi, co mu jest, a potem cierpliwie czekać, aż wszystkie czynności lekarskie zostaną zakończone. I oczywiście później jeszcze hospitalizacja, bo przecież tatuś koniecznie musiał zobaczyć pacjenta po przyjściu z pracy. W tej zabawie często moja torebka odgrywała rolę apteczki. Po kilku tygodniach zorientowałam się, że w mojej torebce jest więcej materiałów opatrunkowych niż kosmetyków. Dzielnie sprzątałam swoją piękną czarną torebkę, ale to jak “walka z wiatrakami”. Ten szał zabawy w lekarza trwał może jakieś pół roku, a potem przyszedł czas na lalki Monsters i mogłam wreszcie trochę odetchnąć od ciągłego ‘chorowania’ i ‘wizyt w przychodni’...
Gdzieś czytałam, że młodzi rodzice powinni znaleźć czas dla siebie, więc gdy nadarzyła się okazja, przyjęliśmy zaproszenie na wesele do naszego wspólnego znajomego. Kochana babcia zgodziła się zostać z naszym małym szkrabem. Było upalne lato, jakieś 30 stopni. Ledwo zmieściłam się w sukienkę, ale dobrać odpowiednie sandałki na wysokim obcasie do obolałych i lekko spuchniętych stóp to był jakiś cud. Wreszcie udało się wyjść z domu. Już po paru krokach zaczęłam odczuwać piekący ból w okolicy dużego palca (z łacińskiego hallux), ale nic nie mówiąc dzielnie szłam dalej. Kto wie, kiedy uda mi się wyjść z domu następnym razem? Po jakiejś godzinie w kościele marzyłam, aby usiąść. Mój mąż stwierdził, że stojąc przy drzwiach wejściowych będzie trochę chłodniej. Chłodniej? Moje stopy paliły mnie żywym ogniem. No cóż, nie chciałam psuć tego dnia, więc lekko się krzywiąc udawałam, że się uśmiecham. Po upływie dwóch godzin byliśmy w domu weselnym. Nareszcie mogłam spokojnie usiąść.
Rosół, schabowy, surówka……zdrowie pary młodej….drink…..ciastko…..drink.
Pierwszy taniec pary młodej, potem już wszyscy zaczęli tańczyć. O jejku moje stopy! Fragment dużego palca, który był przykryty kawałkiem niby skóry od sandałka zaczął pulsować, fragment pięty z tyłu stopy już nawet nie pulsował, ale sprawiał wrażenie wilgotnego, jakby coś się z niego sączyło. Musiałam usiąść i odpiąć sandały. Jaka ulga. Nerwowo szukałam chusteczki w torebce i nagle… O jakie szczęście, o jak dobrze. Na dnie torebki-apteczki leżały plastry…….
Bawiliśmy się do białego rana. Jak dobrze mieć lekarza w domu:)